24 VI 1884: wielka powódź w Krakowie


W dniach 20-25 czerwca 1884 roku Kraków znalazł się pod wodą. Była to jedna z większych powodzi, które nawiedziły Kraków. Jak opisywano katastrofę w prasie? Pisownia oryginalna.


   W dniu wczorajszym podczas najwyższego stanu wody, stan rzeczy w Krakowie był następujący:
   Droga prowadząca do rzezalni miejskiej po za wiaduktem kolei Karola Ludwika, zalaną była w niższej swej części wzdłuż realności p. Wejrosty i części muru otaczającego ogród szpitalny. Po za nimi zalane były niżej położone części ogrodu. Dalej już tylko droga do rzezalni prowadząca wznosiła się po nad wodą, po obu zaś jej stronach wodach sięgała od strony miasta do wału kolejowego, zaś w przeciwnej strony łączyła się z Wisłą zalawszy pola, wikla miejskie i mieszkanie oprawcy. Sama rzezalnia wodą oblana przedstawiała się jak wyspa, tylko jedną drogą rzezalnia jak mostem z Grzegórzkami połączona. Cały cmentarz żydowski również wodą oblany i przeważnie zalany, następnie niższa część ulicy Dajwor, pola tak zwanej Majerówki i dopiero folwark miejski na Dajworze wyżej wzniesiony nie uległ zalaniu, jak i droga po nad Wisłą około zakładu gazowego od mostu podgórskiego wiodąca. Po drugiej stronie ulicy Mostowej Wisła zalała część ulicy Podgórskiej, potem oparłszy się o podwyższoną część pieców do wypalania wapna rozlała się szeroko pod „Kaktusarnią” i Skałką, zamykając ulicę Skawińską.
Parę domków małych nadbrzeżnych zalanych wyżej okien wodą. Między Skałką a Rybakami przedstawiała woda jedno koryto aż po ulicę Stradomską, przewyższyła bowiem wał ochronny i zalała dół materyałów i dawne koryto Starej Wisły aż po sam dom Towarzystwa Dobroczynności, wszedłszy także głębokim klinem w ulicę Kolletek, aż do końca muru ogrodu Bernardyńskiego.
   Domy od Rybaków ku ulicy Kolletek stały w wodzie, a mieszkańcom szczególnie jednego domu z licznem gronem dzieci na strychu się znajdujących dowieziono wodę i żywność łódkami. Na samych Rybakach droga utrzymywała się prawie równo z wodą, domki zaś niżej położone były na parterze zalane. Od ulicy Podzamcze Wisła rozlała się w całym ogrodzie p. Gralewskiego i zajęła większą połowę placu Groble, ulicę nad Wisłą aż po dom p. Leitra, wyżej położony. Ulica Zwierzyniecka uległa zalaniu aż do realności p. Kwiatkowskiego, przez wodę z kanału i z Rudawy, która przedostała się uliczką nad Rudawą. Na Smoleńsku woda sięgała w ogrodach aż do szkoły miejskiej, tylko ulicy podsypanej zalać nie mogła. Po przeciwnej stronie Rudawy cała ulica Zwierzyniecka, Wygoda i Błonia przedstawiały jedno morze, z którego sterczały tylko domy i wały forteczne. Od Smoleńska do ulicy Wolskiej wszystkie ogrody były pod wodą, aż do pałacu hr. Potulickich. Na Wolskiej ulicy woda zalała i uliczkę do realności księżny Jabłonowskiej prowadzącej, która prawie cała stała pod wodą. W ulicy Garncarskiej woda doszła do ulicy Studenckiej, dolna zaś jej część stała około jednego metra pod wodą. Po za realnością „Wenecya” zwaną, woda zalała tyły realności Konstantego hr. Reja, fabryki cygar aż po drogę czarnowiejską, błonia zaś po drogę łobzowską.
   Dziś od godziny szóstej rano znów zaczął padać drobny, lecz gęsty deszcz. Powietrze przejmująco zimne. Od siódmej promienie słońca zdają się chwilowo przeświecać przez chmury. Na zalanych wodą ulicach głównie straż ogniowa miejska i ochotnicza niesie pomoc skuteczną przynajmniej dla ratowania życia mieszkańców. Noc całą kapitanowie straży ochotniczej pp. Fenz, Gajdzic, Marynowski i lekarz dr. Jodłowski nie opuszczają zagrożonych stanowisk. Czynni również a znużeni bezsennością i pracą brandmistrze Zagórski, Stępiński, Iłg i sierżanci Łyżwiński, Świerczyński, Wójcik i Policzkiewicz; za nieustanną a skuteczną pracę zasługujący na zupełne uznanie.
   Naczelnikowi straży p. Eminowiczowi, wraz z radcą miejskim p. Henrykiem Szwarcem powiodło się wyratować na Wygodzie za domem p. Herzogowej, podeszłego wieku niewiastę.
   Kapitan straży ochotniczej Marynowski, z brandmistrzem Iglem, płynąc czółnem przez Zwierzyniec, wyratowali tonące dziecko.
Działalność inżynieryi wojskowej na Groblach, jak utrzymują okoliczni mieszkańcy, ograniczyła się o dbałość o bezpieczeństwo własne, polegające w okopaniu muru przy zajmowanym przez wojskowość domu i pilnowaniu na placu Portowym budowlanego materyału. Most przy ulicy Wolskiej na Rudawie poderwany wodą pochylił się; toż samo i most przy posesyi zwanej Wenecya.
  Niesienie pomocy ludności zamieszkującej małe domki na Zwierzyńcu najwięcej przedstawiało trudności. Niewiasty i dzieci licznie obsiadłszy dachy domostw, wołają przeraźliwie o pomoc. Kiedy zbliżają się wskutek rozporządzeń obecnego tutaj i nieustannie czynnego prezydenta miasta dr. Weigla i dyrektora budownictwa p. Niedziałkowskiego, łodzie ratunkowe ze strażakami, siedzący na dachach nie chcą z nich zeskakiwać. Energiczni strażacy oddalają się aby gdzieindziej zagrożonym płynąć z pomocą; wówczas rozdzierają słuch wołania: „pomocy!”, „ratujcie!”. I znów wracają, perswazyą starając się nakłonić nieodważnych do opuszczenia stanowisk na dachu – i znów napróżno. A czas leci i ze wszystkich stron słychać krzyki ludzi, ryk bydła, szum głuchy fal; a wśród ponurej i chmurnej nocy, światła palące się po domach i latarnie w rękach ratujących jedynem są oświetleniem, powiększającem grozę straszliwego obrazu.
   Całą noc trwało przewożenie mieszkańców na suche miejsce w ulicach nad brzegiem Wisły położonych.
  Naczelnik straży p. Eminowicz wydawał także rozkazy weteranom należącym do krakowskiego oddziału „Towarzystwa czerwonego krzyża”, niosącym w miarę sił, skuteczną pomoc mieszkańcom.
  Od rana trwające opadanie wylewu, wykazuje wielkie uszkodzenie w budynkach zalanych wodą. Na wielu domach zarysowały się pęknięcia. Pomoc ze strony budownictwa i przedsiewzięcie środków zapobiedz mogących waleniu się domów, są tu niezbędne.
   P. Romual Troczyński piekarz, na ręce naczelnika straży p. Eminowicza, nadesłał dla rozdania głodnym dotkniętym powodzią mieszkańcom 80 kilo chleba, obowiązując się dostarczać tyleż codziennie, aż d chwili zupełnego ustąpienia wylewu. Nadesłany chleb natychmiast odesłano łodzią do Ludwinowa, gdzie brandmistrze Zagórski i Iłg rozdali go łaknącej ludności z pośpiechem godnym pochwały.

Fragmenty prasowe z dziennika "Nowa Reforma" 1884, nr 143 (24 VI)

1 komentarz:

  1. Kurczę, jakie to cudnie małe miasteczko było. Wszystkim znane realności :) A cóż to za Kaktusarnia była? Cały szereg tam rozmaitych zagwozdek!

    OdpowiedzUsuń